Drugi cykl chemii – nowe odkrycia

Śmietana tylko do kawy?

Tak jak to było poprzednim razem, pierwsze dwa dni były w miarę ok.

Czułem się jeszcze znośnie, a apetyt dopisywał. Jedyne co doskwierało to świadomość tego, że za chwilę będzie już tylko gorzej.

Przez pierwsze trzy dni na sali leży ze mną pan B. z rakiem pęcherza (imienia niestety nie pamiętam). Pan B. podobnie jak praktycznie wszyscy na oddziale ma tak zwane trzydniówki. To oznacza, że męczą go wlewami przez trzy dni i wypuszczają do domu. Ja niestety jestem ewenementem jak na pacjentów, którzy są przyjęci na “nocleg” – wlewają we mnie codziennie przez pięć dni.

Wracając do Pana B. to wykazuje się on niesamowitym apetytem.

Dzień rozpoczyna od śniadania. Zjada dwie porcje szpitalnego jedzenia. W tym czasie już zdążyłem uciec do toalety i bezpiecznie przeczekuję niczym w schronie przeciwlotniczym w nadziei, że chociaż tam nie usłyszę piszczących kółek szpitalnego wózka jedzeniowego. Od samego dźwięku robi mi się niedobrze.

Tymczasem pan B. tyle co skończył jeść, założył bluzę i wybrał się do sklepu. Po 15 minutach wrócił z połówką arbuza, kilogramem truskawek i półlitrowym kartonem śmietany “trzydziestki”.

Zakupy odkłada ładnie na szafce przy łóżku. W kącie sali stoi większa szafka. To spiżarnia pana B., w której trzyma słoiki przywiezione z domu. W ruch poszedł pierwszy słoik pulpetów.

A że po słonym często włącza się gastro na słodkie to pora na truskawki i arbuza.

Zastanawia mnie tylko po co ten karton śmietany. No ale tłumaczę sobie, że niektórzy lubią śmietanę zamiast mleka do kawy.

Jakież było moje zdziwienie, gdy pan B. otworzył ten karton i popił śmietaną właśnie spożytego arbuza. No cóż, pisk kółek szpitalnego wózka to balsam dla żołądka w porównaniu do tego co przed chwilą zobaczyłem ?

“Widzę, że apetyt dopisuje – ja na jedzenie nawet patrzeć nie mogę…”

“Wiesz, też tak miałem przez kilka pierwszych cykli. Ważyłem ponad 100 kilogramów i schudłem do 60, rzygałem cały czas. Jednak od kiedy dostałem nowy lek przeciwwymiotny to znowu mogę jeść. Chociaż tyle.”

Światełko w jedzeniowym tunelu

Cieszę się, że nie jest ze mną aż tak źle. Może apetyt mi nie dopisuje, ale przynajmniej póki co oprócz permanentnych nudności to nie puściłem pawia ani razu. Szczęście w nieszczęściu gdybym zachorował parę lat wcześniej to nie byłoby tak różowo. Kilka lat temu nie było jeszcze zbawiennego leku dla chorych leczonych cisplatyną. To cudo to aprepitant – w skojarzeniu z innymi lekami powoduje, że prawdopodobnie nigdy się nie porzygam podczas tego leczenia. A jeśli już to tylko troszkę.

Twórco aprepitantu nawet nie wiesz jak bardzo Ci dziękuję!!! I pewnie nie tylko ja…

Nadszedł czwarty dzień cyklu i zmiana turnusu. Pan B. ma kolejny cykl za sobą, ja niestety zostaję i mam nowych sąsiadów:

pan Bolek z rakiem wątroby, pan Mirek z rakiem prostaty i jeszcze jeden pan z rakiem nie wiadomo czego – przerzuty ma wszędzie, a pierwotne dziadostwo jeszcze nie zostało zlokalizowane.

Pan Mirek to bardzo fajny gość. Ma około 80 lat na karku, ale wydaje się, że lepiej znosi chemię niż ja.

Widząc moją obojętność, a raczej wstręt do jedzenia spróbował temu jakoś zaradzić. No i pan Mirek trafił w dziesiątkę. Podczas porannego spaceru kupił mi taką najbardziej chamską bułkę z majonezem, owiniętą folią spożywczą. Taką jaką można spotkać w sklepie typu “ropuszka”.

Dzięki panu Mirkowi przeżyłem jakoś ten drugi cykl. Przez dwa kolejne dni codziennie rano szedł mi po bułkę, a jego oczy radowały się niezmiernie na widok jak ją wcinam.

Odkryłem coś, co mimo wszystko jeszcze mi wchodziło. Idąc tym tropem zamarzyłem za obiadem. A co mi się wymarzyło?

Otóż odwiedzić miały mnie moje koleżanki Justyna i Gosia. Zapytały mnie czego potrzebuję.

Zażyczyłem sobie maka, a dokładnie kanapkę big – czyli najgorsze świństwo jakie można jeść. Justyna i Gosia dzięki wielkie 🙂 You made my day!

Piątego i szóstego dnia nie pamiętam…

Pamiętam tylko kroplówkę na wzmocnienie, o którą poprosiłem na wychodne.

Drugi cykl za mną, przeżyłem. Jeszcze tylko jeden… mam nadzieję.

 

 

 

 

2 thoughts on “Drugi cykl chemii – nowe odkrycia

  1. Uch, nawet mnie zemdlił opisany prze Ciebie jadłospis pana B. Twoja mina musiała być bezcenna, gdy go obserwowałeś.;P Osoba nieprzyjmująca chemii puściłaby pawia. 😉

    Najgorsze już za Tobą!
    Trzymam mocno za to kciuki.

    Pozdrawiam serdecznie! 🙂

    1. Oj mina na pewno była bezcenna – wszystkiego się spodziewałem, ale śmietana jako soczek przeszła moje najśmielsze wyobrażenia :p

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *