Dzień dobry, ma pan raka – czyli dzień jak co dzień korpoludka

Dzień dobry, ma pan raka…

…czyli dzień jak co dzień korpoludka.

Jest wtorek 29 marca 2016 roku. Słyszysz nagle ten dziwny ale znany Ci dobrze dźwięk. Tak to budzik, który choć tak znany to zaskakuje Cię każdego dnia. Z trudem otwierasz oczy i po sekundzie już się rodzi ten pomysł – czas ustawić drzemkę. Wykonujesz parę kliknięć, które są już tak wyuczone, że równie dobrze mógłbyś je wykonać nie otwierając oczu. Ale już się pofatygowałeś, więc zamykasz je w nadziei, że przy następnym podejściu obudzisz się wypoczęty.

Sam dobrze wiesz, że się oszukujesz.

Szybko się ogarniasz, wskakujesz w samochód i jedziesz, a raczej stoisz wkurzając się na kierowcę, który stoi przed tobą. Przecież gdyby ruszał z zielonego światła tak szybko jak ty, to nie byłoby takich korków i mógłbyś sobie rano zafundować jedną drzemkę więcej!

Udaje Ci się w końcu dotrzeć do pracy, w której spędzisz kolejne osiem godzin. A potem jeszcze dwie, bo przecież bez tych dwóch twoich dodatkowych godzin firma sobie nie poradzi.

Zmęczony po pracy pojechałbyś zapewne do sklepu, potem do domu. Chciałbyś pójść pobiegać, ale praca była przecież już sporym treningiem wytrzymałościowym. Poprzestałbyś na jedzeniu i poszedłbyś spać.

Ale dziś będzie jednak inaczej.

Dwa tygodnie wcześniej przy rutynowym comiesięcznym macaniu jajek wyczułeś przecież coś dziwnego, twardszego, raczej małych rozmiarów. Umówiłeś się na wizytę do urologa, a najwcześniejszy termin właśnie dziś o 19.00.

Szybko wizytę odbębnisz i może jednak dzisiaj sobie pobiegasz?

Wchodzisz do gabinetu, wita Cię bardzo miły pan lekarz, któremu grzecznie odpowiadasz na jego pytanie w czym może pomóc:

„No bo wie pan, wyczułem sobie coś na prawym jądrze, w górnej jego części.”

Mina lekarza poważna, lecz spokojna. Podchodzi, pomaca, po czym powie, że coś tam rzeczywiście jest i dla pewności będzie USG.

Przechodzisz z nim do pracowni USG. Atmosfera coraz gęstsza, a mina lekarza coraz bardziej tężeje.

Po długim milczeniu słyszysz:

„Jest zmiana, najprawdopodobniej złośliwa. Trzeba jądro usunąć. Ale wie pan, zabieg prosty. Tniemy w pachwinie, wyciągamy, a po tygodniu już pan śmiga.”

„Jak to, mam raka? Operacja? Będzie chemia?”

„Niech pan się nie martwi, w dzisiejszych czasach rak jądra jest prawie w 100% wyleczalny. Ma pan tu skierowanie na markery, RTG klatki i tomografię jamy brzusznej i miednicy mniejszej, no i skierowanie do szpitala. Pójdzie pan do szpitala się umówić na termin, nie powinien być odległy. Ma pan też tutaj mój numer telefonu, w razie pytań proszę śmiało dzwonić.”

Wracasz do auta, patrzysz na te świstki, na których tylko widzisz „nowotwór złośliwy” i to jest ten moment, w którym dzień jak co dzień przestał istnieć. To właśnie teraz zaczyna się walka, to właśnie teraz zaczyna się życie, to właśnie teraz po raz pierwszy się rozryczałem…

 

Największe podziękowania dla mojego świetnego urologa. Doktorze K. dziękuję! Jesteś pierwszą z wielu wspaniałych osób, które spotkałem na drodze mojej walki o życie i zdrowie.

1 thought on “Dzień dobry, ma pan raka – czyli dzień jak co dzień korpoludka

  1. Wspaniale, że się zdecydowałeś opisać swoją historię. Twoje doświadczenia mogą okazać się bezcenne dla kogoś, komu – jak calkiem niedawno Tobie – pewnego dnia zawali się świat.Powodzenia i wytrwałości!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *