Kulinarne chemiczne dewiacje, zastrzykowe perturbacje

Ostatnie parę dni przed drugim chemicznym starciem

Po powrocie z dolewki, mając świadomość powagi sytuacji wynikającej z neutropenii, uśmiechu na twarzy było już trochę mniej.

Postanowiłem się jednak nie zamartwiać na zapas – mimo złych wyników krwi mam przecież leki i pewnie wszystko będzie w porządku.

Podałem sobie zastrzyk w brzuch – nie był to mój pierwszy raz, więc nie był to też dla mnie żaden problem.

Zgodnie z zaleceniem lekarki wziąłem leki przeciwbólowe tuż po podaniu zastrzyku i położyłem się spać.

Noc jakoś przespałem, a następnego dnia wszystko było ok.

Była tyko jedna dość istotna sprawa – najbardziej bolał mnie zakaz wychodzenia z domu, który dostałem od lekarki. Wiedziałem, że za parę dni będę musiał znów położyć się na oddział, co w obliczu przymusu siedzenia przez ten czas w domu było dość przytłaczające.

Warzywny patriota

Odbiegając trochę od tematów zastrzykowych poruszę kwestię kulinarną.

Zadziwiające jest to, jak po chemii mogą zmieniać się smaki. Gdy już nadejdzie ten moment, że możesz się odważyć na cokolwiek do jedzenia to dostajesz napadu głodu na konkretne składniki.

U mnie zrobiło się patriotycznie – jak to na nasz kraj przystało jadłbym tylko kartofle i buraki. Całe szczęście, że na cebulę nie mogłem patrzeć – gdyby było inaczej to byłby to już swego rodzaju kulinarny nacjonalizm! 😯 😆

Pomiędzy zastrzykami i innymi lekami jadłem wiec ziemniaki i buraki, potem buraki i ziemniaki, a do tego barszcz czerwony z ziemniakami, a najlepiej jeszcze z burakami. 😛

https://pixabay.com/pl/photos/download/beetroot-687251_1920.jpg
Chociaż pod taką postacią polskie buraki są przydatne 🙂

Jest jeszcze jedno warzywko, które jest bardzo pożądane podczas chemii, a które w pewnym momencie wychodziło mi wręcz uszami – ogórki kiszone.

Dobrze jest jeść kiszonki na co dzień pod różną postacią. Szczególnie takie domowej roboty. Są one niezwykle zdrowe i dostarczają nam wiele cennych substancji i mikroorganizmów powstających podczas procesu kiszenia (fermentacji mlekowej), które są naszymi sprzymierzeńcami.

Podczas chemioterapii kiszonki, a szczególnie ogórki kiszone są niezwykle pożądane, gdyż chemia wybija wszystko co w nas żyje, a to daje możliwość grzybom i innym świństwom do panoszenia się w organizmie. Jedząc ogórki zmniejszamy ryzyko wystąpienia grzybicy układu pokarmowego. Lekarka zaleciła mi jedzenie ogórków kilka razy dziennie. Możecie sobie wyobrazić co czuję dziś na sam ich widok 🙂

Krótko-długa historia niedzielnego SORu

Po kolejnym, już sobotnim zastrzyku, wziąłem jak zwykle środki przeciwbólowe i położyłem się spać.

Następny dzień znów musiałem spędzić w czterech ścianach. Trudno, jakoś przeżyję.

Około godziny 13:00 naszła mnie ochota na ciepłą kąpiel. Skoro nie mogę wychodzić z domu to chociaż zrelaksuję się w ciepłej wodzie. Po około 5 minutach spędzonych w wannie poczułem dziwny pulsujący ból w plecach i w klatce piersiowej. Troszkę się zestresowałem, ale miałem nadzieję, że szybko mi przejdzie.

Ból jednak narastał. Wyszedłem z wanny i położyłem się na łóżku, dalej licząc na to, że się wszystko uspokoi.

Niestety ból powoli robił się nie do zniesienia. Był pulsujący, uderzał z częstotliwością co około 2 sekundy. Każde uderzenie bólu sprawiało, że napinały mi się wszystkie mięśnie – tak jakby ktoś walił mi młotem po kręgosłupie i klatce piersiowej, co powodowało podskakiwanie całego ciała w rytmie tego bólu. Bałem się brać jakiekolwiek leki przeciwbólowe, bo nie wiedziałem jaka jest przyczyna bólu, a przy moim leczeniu lista możliwych przyczyn była długa – od zwykłych niegroźnych, po zawał serca i uszkodzenie płuc włącznie.

Jestem raczej z tych którzy jadą do szpitala w ostateczności, więc trochę to trwało, zanim mój wewnętrzny konflikt przegrał z bólem i pozwolił mi poprosić znajomego o zawiezienie mnie na SOR.

Podróż, mimo że trwała 10 minut, była nie do zniesienia. Myślałem, że nie dam rady tam dotrzeć.

Kiedy już znalazłem się na SORze okazało się, że jest na nim długa niedzielna kolejka. Przyjąłem więc pozycję, w której mnie najmniej bolało, leżąc na kaflach w korytarzu i trzymając się krzesełka. Czekałem na swoją kolej.

Po interwencji znajomego zostałem przyjęty po około kolejnych 20 minutach. Były to chyba najdłuższe 20 minut jakie kiedykolwiek przeżyłem… A potem jeszcze kolejne 2 godziny w oczekiwaniu na lekarza i wyniki badań, przed podaniem zbawiennej kroplówki.

Bilans pobytu na SORze:

  • czas pobytu: 8 godzin
  • serce i płuca na szczęście ok
  • intensywne bóle wywołane były reakcją na zastrzyki pobudzające szpik (filgrastym)
  • dobra wiadomość – zastrzyki podziałały i leukocyty dobiły do dolnej granicy normy

W domu po powrocie czekała na mnie jeszcze jedna (nie)spodzianka…

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *