W oczekiwaniu na podejście numer dwa – troszkę bólu, troszkę też dumy.
Po powrocie na salę załapałem się jeszcze na poranny obchód. Obchód prowadzony był przez zastępcę ordynatora, który jeszcze mnie nie widział.
Na obchodzie oczywiście dyskusje na temat tego co się chwilę wcześniej wydarzyło. A potem, jako że zastępca ordynatora nie miał okazji jeszcze mnie zmacać to nie omieszkał sobie tego wykonać. I pofolgował sobie na tyle intensywnie, że pewnie było to widoczne po moim dotkniętym bólem wyrazie twarzy. Co panie doktorze chciał pan przez to osiągnąć? Maca pan to, czego w normalnych okolicznościach pozbyłbym się już godzinę temu! No ale zawsze jedno macanko więcej do pakietu doświadczeń. Pewnie jestem pana doświadczeniem jądrowym o numerze katalogowym milion pięćset coś.
Przynajmniej ból wynagrodziła mi duma, gdy ordynator pochwalił mnie, że zmiana ledwo wyczuwalna i dla niego samego nie byłaby tak jednoznaczna bez badania USG. Widać samobadanie rzeczywiście uratowało mi tyłek, jajka niestety nie. Ale chyba lepszy tyłek bez jajka, niż brak jajka i tyłka!
No to jedziemy w końcu na orchidektomię.
Szkoda tylko, że już sarenki zdążyły przestać biegać, co oznacza że zrobiło się REALNIE! A na drugą fajną żółtą tabletkę nie ma już szans. Albo nikt tego w scenariuszach nie przewidział, że można podchodzić do operacji dwa razy w przeciągu dwóch godzin, albo jest po prostu przydział po pół tabletki na osobę i ani okruszka więcej.
Droga znana: sala, korytarz, blok operacyjny, nosze, sala operacyjna, stół.
Potem wszystko dzieje się już bardzo szybko.
Wenflon już mam. Pozostaje tylko podpiąć kabelki i wkłuć się w kręgosłup – prościzna, przecież codziennie jesteś kłuty w kręgosłup, więc się w ogóle nie stresujesz tym bardziej, że już dawno temu wróciłeś z łąki.
Ale powiem szczerze, że nie było tak źle. Uwaga pielęgniarki jakkolwiek by to zabrzmiało na prawdę mnie rozluźniła. Jeśli pielęgniarka mówi ci w tej poważnej chwili o takich pierdach to znaczy, że ta chwila nie jest chyba taka poważna jak ci się wydaje. A cały absurd polegał na tym, żebym zapamiętał pozycję nóg, w której teraz są. Bo po znieczuleniu, mimo że będą w innej pozycji to i tak będę myślał, że są cały czas w tej samej co w tym momencie. I rzeczywiście tak było – dziwne uczucie.
Wkłucie poszło sprawnie i chwile potem byłem już drętwy – a przynajmniej moje nogi.
Jak podglądamy i chcemy podglądać to się nie ujawniamy!
Poprosiłem anestezjologa o coś na spanie, nie protestował i zapodał w żyłę. Spać – znów nie spałem, ale wszystko stało się obojętne.
Operację podglądałem w lampie wiszącej nade mną. Lampa ta składała się z wielu małych lusterek, w których z obojętnością patrzyłem jak rozcinają mi brzuch i poszukują jajka wraz z dziadem. Niestety w pewnym momencie chlapnąłem, że wszystko widzę i pielęgniarka zakończyła ten spektakl, zasuwając mi przed oczami kurtynę.
Ale ciekawość robiła swoje. W połączeniu z obojętnością po lekach i moimi zainteresowaniami medycznymi (przecież jako student weterynarii miałem okazję rozcinać i oglądać różne narządy) więc poprosiłem lekarza o pokazanie mi tego jajożercy.
Z dzisiejszej perspektywy nie chciałbym chyba tego oglądać. Dziękuję doktorze, że się nie zgodziłeś 😆
Potem szybkie szycie, ponoć jakimś nowym “fancy” stylem, co by było ładnie, a na końcu pytanie czy chcę cewnik.
Co odpowiedzieć jak się nie ma pojęcia czy się chce? Odpowiadasz jak pan uważa… Dziękuję doktorze, że go założyłeś.
Wszystkim, którym lekarz w tej sytuacji zada takie pytanie, odpowiem dzisiaj – bierzcie cewnik bez wahania. Dodatkowa korzyść w tym momencie jest taka, że działa znieczulenie, więc nie poczujecie żadnych nieprzyjemności. Dla mnie to była wielka ulga przez następne paręnaście godzin. Twierdzę tak bazując tylko na moim pojedynczym doświadczeniu.
Teraz jedziemy na parę godzin leżakowania do sali pooperacyjnej. Jak tylko poczuję, że moje stopy znowu żyją, to mam dać znać, wtedy pojadę już na swoją salę. A tam mój współlokator już zadbał, żebym się czasem nie nudził. W tym momencie jeszcze nie wiedziałem, co mnie znów fajnego czeka…